13 października na naszych łamach ukazał się list pani Wiesławy Wołoszyn-Spirka, w którym jego autorka przedstawia swój punkt widzenia na zagadnienia opisane w książce autorstwa historyka Adama Węsierskiego "Toksyczna agentura”. Dzisiaj oddajemy głos doktorowi Węsierskiemu.
Zanim ukaże się merytoryczna odpowiedź na agresywne sofizmaty poruszone w liście pani Wołoszyn-Spirka, kilka moich uwag o wybielaniu wstydliwej i nieetycznej przeszłości byłych konfidentów bezpieki – pisze dr Adam Węsierski.
Przykrym i żenującym staje się fakt, że byli konfidenci aparatu bezpieczeństwa nie posiadają tyle odwagi, żeby wytłumaczyć się ze swojej wstydliwej współpracy a przeważnie wysyłają w charakterze swojego adwokata kogoś w zastępstwie?
Pamiętajmy również, że wielu TW stara się usprawiedliwić swoją podłą i nieetyczną działalność, starając się przy pomocy zręcznej manipulacji i mataczenia pokazać się w świetle ofiary systemu komunistycznego, który nota bene służalczo utrwalali. Tak właśnie próbuje czynić autorka listu, który wpłynął do Waszej redakcji. Sugeruję jej bardziej krytycznie spojrzeć na delatorską przeszłość TW ps. „Witold”.
Przykrym jest także fakt, że każdy były TW próbując wybielić się agresywnie ze swojej konfidenckiej przeszłości, nie pomyśli empatycznie o tych, którzy znaleźli się w jego donosach i po prostu ich nie przeprosi. Szanowni Państwo! Współczujmy przede wszystkim ofiarom prześladowanym przez aparat terroru. Nie zapominajmy o nich i wspierajmy. To im należy się nasz szacunek!
Wreszcie trzeba sobie zdawać sprawę z faktu, że ktoś kogo teczka TW lub inne materiały obciążające znajdują się w inwentarzu Instytutu Pamięci Narodowej nie jest ofiarą systemu, ofiarą jest ta osobowa na którą donosił! Obowiązkiem badacza jest przede wszystkim jest rekonstrukcja przeszłości w tym również tej wstydliwej w imię rzetelnej prawdy historycznej.
W związku z powyższym nie próbujmy na bazie relatywizmu rozmydlać tej prawdy!
Dla pełniejszego uświadomienia społeczeństwu rzetelnej prawdy historycznej o szkodliwej i służalczej pracy TW, pozwolę sobie zanim odpowiem merytorycznie w późniejszym terminie na sofizmaty pełne hipokryzji zawarte w liście, jaki wpłynął do Waszej redakcji, na zamieszczenie fragmentu mojej książki pt. Sieć agenturalno–informacyjna powiatu tucholskiego…, Toruń 2018. Fragment ten analizuje i obnaża prawdziwe intencje zaciemniania wstydliwej prawdy naukowej w przestrzeni publicznej.
Fragment książki Adama Węsierskiego pt. Sieć agenturalno–informacyjna powiatu tucholskiego…,
Sposobem pozyskania tajnych współpracowników był werbunek, który odgrywał kluczową rolę w działalności operacyjnej bezpieki. Oparty był on na wzorcach sowieckich, które przez cały okres modyfikowano dostosowując do lokalnych warunków. W trzy możliwe podstawy pozyskania tajnego informatora: „na materiałach kompromitujących”, „na uczuciach patriotycznych” i „za pieniądze” (czy obietnicę innych korzyści osobistych lub materialnych).
Resort bezpieczeństwa wprowadził 3 kategorie współpracowników: rezydentów, agentów i informatorów. Oprócz „TW” bezpieka korzystała z innych źródeł informacji np. tzw. kontaktów obywatelskich. Była to półformalna kategoria OZI. Do tej grupy donosicieli należały osoby wyświadczające doraźne usługi w ramach posiadanych umiejętności lub mogły takie usługi wyświadczać z powodu miejsca zamieszkania, funkcji społecznej lub zawodowej. Praktycznie do tego typu źródeł informacji bezpieka zaliczała członków partii: PPR/PZPR oraz osoby, które piastowały kierownicze stanowiska. Sieć agenturalną bezpieka tworzyła niemal wszędzie: w zakładach pracy, instytucjach społecznych i politycznych, w tym we wszystkich partiach politycznych i organizacjach młodzieżowych, w szkołach, wśród duchowieństwa katolickiego i innych wyznań podstawowych. Najważniejszym momentem werbunku było podpisanie zobowiązania do tajnej współpracy z UB/SB. Zdarzały się w późniejszym czasie sytuacje, że w przypadku niektórych zwerbowanych bezpieka nie naciskała na podpisanie cyrografu. Oprócz napisanego zobowiązania werbowana osoba sporządzała własnoręcznie życiorys oraz spisy członków rodziny i przyjaciół, które były dołączane do akt. Istotnym elementem werbunku było przyjęcie pseudonimu agenturalnego, który później powinien pojawiać się w dokumentach zamiast nazwiska. Każdemu tajnemu współpracownikowi zakładano dokumentację składającą się z dwóch rodzajów akt: teczki personalnej oraz teczki pracy agenturalnej w której umieszczano donosy. Objętość i zawartość tej teczki świadczyła o szkodliwości konfidenta. Jeżeli teczka została zniszczona toksyczność delatora można zrekonstruować na podstawie różnego rodzaju sprawozdań, ba nawet na podstawie protokołu zniszczenia teczki, bowiem w protokole widnieje ilość stron donosów złożonych przez konfidenta. Ślad w dokumentach zawsze pozostaje. Warto podkreślić, że najbardziej toksyczne donosy to te w których badacz odnajduje nazwiska, którzy są bohaterami denucjacji.
Badając problem donosicielstwa trzeba pamiętać, iż wrzucenie do przysłowiowego „jednego worka” informatorów, którzy pozorowali współpracę, nie szkodzili personalnie nikomu z tymi których „jad donosu” zaszkodził wielu osobom i ich rodzinom, bynajmniej nie przystoi w imię prawdy i sprawiedliwości. Tutaj jednak pojawia się smutna prawda że wśród informatorów niewielu było takich, którzy symulowali, pozorowali współpracę, ba nawet wprowadzali bezpiekę w ślepy zaułek.
Wypada również w tym miejscu podnieść fakt, że donosy w których informator wymienia nazwiska osób trzecich są po prostu toksyczne, bowiem nazwiska te wykorzystywano w pracy operacyjnej, zaś potem po zebraniu stosownych dowodów o szkodliwej działalności wymienionego w donosie były przyczyną dyskryminacji, prześladowania, marginalizacji a konsekwencji penalizacji.
Badania naukowe jednoznacznie podkreślają, że zdecydowana większość TW w zebranym materiale to populacja, dla której czyste sumienie już dawno przestało być przewodnikiem, mentorem i doradcą w ich życiu. Systematycznie bez skrupułów w imię własnych korzyści dostarczała informacje tajnej policji politycznej, przez które osoby zadenuncjowane oraz ich rodziny zostały dotknięte ostracyzmem. Spośród analizowanej populacji szczególnie jaskrawą ilustrację stanowią delatorzy, którzy czasami nieświadomie lub z wyrachowania zostały wpędzone w fałszywy „obłęd posłannictwa” dla nieżyciowej komunistycznej ideologii. Wymieniona toksyczna nacja homo denuntiator przez swoją gorliwość, chciwość, zawiść, zazdrość, wyrachowanie złamała swój kręgosłup moralny i wyrządziła ogrom krzywdy.
Pomimo, że problem osobowych źródeł informacji to sprawa niezwykle delikatna a każdy TW uważa się za osobę niewinną a czasami wręcz nieświadomą swojej delatorskiej przeszłości. Nie oznacza to bynajmniej rezygnacji z dochodzenia prawdy w badaniach historycznych. Dociekając jednak jej, historyk podążając drogą obiektywnej prawdy powinien dostrzec, aby nie zaplątać się w pajęczynę sofizmatu, że pomimo transformacji ustrojowej do dzisiaj, chętnie powiela się szereg kłamstw, szczególnie w środowiskach tzw. „utrwalaczy władzy ludowej”, bagatelizując kolaborację z policją polityczną PRL. Swoista wojna informacyjna, która się toczy powoduje, iż niemal każdy ujawniony tajny informator twierdzi, że nikomu nie szkodził donosami, współpraca była incydentalna, zaś on sam nie miał pojęcia o rejestracji jako „TW”. W wachlarzu strategii tłumaczących niewinność spotyka się i takie jak wskazywanie na brak zobowiązania do współpracy lub pokwitowań odbioru wynagrodzenia – jako rzekomego dowodu ich niewinności, czy też brak teczki osobowej lub teczki pracy OZI. W tej ostatniej kwestii, brak tych dokumentów nie stanowi dzisiaj przeszkody w rekonstrukcji faktu rejestracji. Wystarczające dane pochodzą z ewidencji operacyjnej UB, czyli m. in. kart rejestracyjnych, aktualizacyjnych, odtworzeniowych, kartotek pseudonimów oraz dzienników rejestracyjnych i archiwalnych. Zdaniem znawcy problemu F. Musiała „co najbardziej zaskakuje w bieżącej dyskusji nad zagadnieniem komunistycznej agentury, to ahistoryzm, jaki prezentuje znacząca część uczestników sporu. Szczególnie zaskakujące i niemetodyczne jest powtarzane twierdzenia, że ktoś nie mógł być OZI, ponieważ nie wiedział, iż został zarejestrowany jako osobowe źródło informacji”.
Analizując materiał archiwalny (donosy, protokoły przesłuchań, wyroki sądowe) trzeba również wziąć pod „Argusowe oko” i to, iż pokłosiem złożonych donosów był dramat i penalizacja tych których zadenuncjowano. Zajmując głos w tej sprawie trzeba wyraźnie podkreślić, iż zrzucanie odpowiedzialności za ten dramat na predestynację czy totalitarny system, bez uwzględnienia odpowiedzialności poszczególnych TW nie byłby obiektywny i sprawiedliwy. Zatem miałby prawo być odszyfrowany jako kolejna próba fałszowania i tuszowania prawdy historycznej.
Pomimo tego, iż prawda jest wartością nadrzędną pojawiają się coraz to nowe strategie w kwestii wybielania się i usprawiedliwiania swojej przeszłości konfidenta. Ich repertuar jest przebogaty i bynajmniej nie związany z psychologicznymi mechanizmami obronnymi: wyparcia i tłumienia. U podstaw takich zachowań leży w większości przypadków przede wszystkim zwykła perfidność, wyrachowanie, obłuda, zakłamanie, hipokryzja czy nadal tkwiące naiwne „przekonanie działania w słusznej sprawie”. W konsekwencji przecież chodzi o suppressio veri.
Sprzeciwiając się zdecydowanie profanowaniu standardów etycznych poprzez bagatelizowanie, minimalizowanie i zaciemnianie tego poważnego problemu społecznego w PRL, należy z całą stanowczością podkreślić, iż donosy „TW” były głęboko nieetyczne a do tego w swoich skutkach odbierały i rujnowały drugiemu człowiekowi życie, zdrowie, karierę, spychały jego i jego rodzinę na margines ówczesnego życia społecznego, okaleczając psychikę. Po drugiej stronie „zdeptanego bezwzględnie systemu wartości” stał konfident czyli osoba która bez skrupułów donosiła, torowała sobie i najbliższym drogę do kariery, czerpała z tego korzyści materialne, przywileje i inne gratyfikacje. Do dzisiaj przykłady płynące z życia dostarczają obrazów pełnych dramaturgii, gdzie ofiara systemu komunistycznego żyje nadal na marginesie i w nędzy zaś ten który wpędził ofiarę w ów stan - opływa w dobra i cieszy się społecznym prestiżem i nadal bryluje w naszym życiu publicznym pod tzw. „parasolem ochronnym”, Tego typu egzemplifikacji nie brakuje także w lokalnych społecznościach, chociaż wydaje się, że „w terenie mniej widać”, gdzie w plejadzie prominentów nie brakuje i tych, którzy mają ukrywaną przeszłość agenturalną.
W związku z tym co powyżej zostało przywołane, nie dziwi fakt, iż nadal miast postponować, usprawiedliwia się przed opinią publiczną byłych „TW”, tworząc dla nich zręcznie zakamuflowane fałszywe standardy etyczne. Doszło i do tego, że gorliwi krzewiciele i zwolennicy wywodzący się z elit lewicowych i nie tylko starają się rozmyślnie wzbudzić lub wmówić poczucie winy, odnosi się to szczególnie do obrony osób znaczących w życiu społeczno-politycznym. Przykładem może być nagłośniona w lutym 2016 r. sprawa teczek ukrytych w willi gen. Kiszczaka, która wznowiła, wyciszoną ostatnimi laty, dyskusję nad fenomenem donosicielstwa. W tej sprawie i wielu podobnych orwellizm doprowadził do profanacji standardów etycznych. Wbrew wynikom badań naukowych wspomniane środowiska oszukują społeczeństwo używając wyrachowanych kłamliwych argumentów w obronie byłych „TW”. Broniąc kolaboracji z tajną policją komunistyczną aroganckie i wyrafinowane środowisko „utrwalaczy władzy ludowej” i różnej maści malkontentów w swojej argumentacji wytacza naiwne wnioskowanie pełne hipokryzji, odwołując się do uczuć patriotycznych, rzekomo zagrożonej demokracji, naszego prestiżu w Europie i w Świecie, argumentując swoje stanowisko „szarganiem dobrego imienia Polski”. Wreszcie efronteria przywołanych środowisk, broniących „skażonej przeszłości” swoich idoli świadomie szafuje poczuciem winy, podsyca kompleksy, próbuje oskarżać nas o brak kultury politycznej itp.
Transportowane informacje z tych środowisk w przestrzeń publiczną roszczące sobie nierzadko prawo do autorytatywności i bezstronności powielają wiele kłamstw w tym także powracający często argument obronny, że funkcjonariusze resortu mieli, jak to się często sugeruje, w sposób masowy fałszować dokumentację związaną z OZI poprzez wprowadzanie do sieci agenturalnej tzw. martwych dusz – czyli uznaniu za osobowe źródła osób, które nie współpracowały z resortem. Takie sofizmaty wynikają z przejawu braku wiedzy o działaniach bezpieki. Tajny współpracownik zatem nie był celem prowadzonej aktywności, ale narzędziem do realizacji celu. W skuteczności i wiarygodności narzędzia zainteresowany był sam funkcjonariusz. Ponadto nadzór na samym werbowaniem prowadzony był na wysokim szczeblu kierowniczym, zaś na późniejszym etapie, po formalnej rejestracji współpracownika, okresowo sprawdzano przydatność i efektywność agentury. Odpowiedzialni byli za to nie tylko przełożeni, ale także wyspecjalizowane komórki kontrolne wewnątrz UB/SB, przede wszystkim Główny Inspektorat Ministra i jego wojewódzkie odpowiedniki. Zatem jakiekolwiek podtrzymywanie fałszywego mitu o masowym preparowaniu akt przez aparat bezpieczeństwa jest po prostu sofizmatem i służy dezinformacji.
W omawianej kwestii obrony byłych „TW” i funkcjonariuszy bezpieki wspomniana prowadzona wojna informacyjna staje się zjawiskiem niepokojącym przez fakt, że głos w tej sprawie w ostatnim czasie stał się bardziej agresywny i do tego wprowadza różnorakie strategie zastraszania o czym również przekonał się piszący te słowa.
Konsekwencją tego typu zachowań może być deformacja, a nawet drastyczne zafałszowanie historycznej rzeczywistości co może skutkować poważnymi zagrożeniami dla wolności badań naukowych. W tym miejscu zasadne staje się postawienie pytania badawczego o skalę wpływu byłych „TW” na kształt i dominujące tony polskiej debaty publicznej po 1989 r. Nie podlega dyskusji, że prawda w tej kwestii jest kluczowa z perspektywy jakości życia publicznego.
Na zakończenie warto po raz kolejny zadać sobie pytanie po co natrętne poddawanie w wątpliwość wyników badań naukowych i stawanie w zaparte w obronie byłych delatorów bezpieki, skoro i tak dokumenty kompromitujące konkretnego TW znajdują się w inwentarzu INP? Po co dalej na siłę stosować „Strategię Bolka” i iść w zaparte, skoro wszystko jest jasne?
Fan07:52, 18.10.2020
Już pisaliście o tej książce kilka razy. Czyżby nie sprzedawała się tak jak życzyłby sobie autor??? ????
000711:09, 18.10.2020
Ile akt powendrowalo przez kotlownie gorzelni i mleczarni?
gość11:42, 18.10.2020
Nakład 500 egzemplarzy rozchodzi się błyskawicznie. Sprawa o tyle ważna, że daje szanse na wydanie następnych pozycji dotyczących naszego powiatu. Pytaniem jest dlaczego "wadza" tak mocno obstawiła swoimi donosicielami nasz skrawek Krajny? Czego się bali, co chcieli kontrolować, skoro Wilkens swoimi siepaczami fizycznie wyczyścił teren z osób o propolskim duchu? Ilość TW była np: dwukrotnie większa niż w dużo ludniejszym powiecie Świeckim. Dwa małe spotkania, w zasadzie jedno, gdyż pierwsze zostało powielone w Więcborku to preludium przed następnymi wydarzeniami.
xyz16:30, 18.10.2020
ta robota powinna być zrobiona 30 lat temu, i oficjalnie zakończona zadość uczynieniem poszkodowanym, potępieniem sprawców, obecne zainteresowanie wynika tylko z pytania " czy mnie tam nie ma", jak się ma taka książeczka do faktu że na szczytach władzy rezydują np. komunistyczni prokuratorzy,
zyx22:56, 18.10.2020
Czy Fan to twój pseudonim TW, czy kryptonim pracownika bezpieki?
Fan23:53, 18.10.2020
Co za różnica? Możesz sobie wybrać, dodaj do tego, że jestem lesbijka, bądź gejem. To dopiero byłby wróg. Idealny???
dr Wiesława Wołoszyn07:32, 19.10.2020
Szanowny Panie Węsierski...
Nie miałam i nie mam zamiaru z Panem polemizować...Przykro mi, że jedynym " merytorycznym" argumentem Pana jest próba obrażenia mnie...
Wnioskuję z Pańskiego wywodu, że upadłam bardzo nisko,
"agresywnie wybielając podłe i nieetyczne działania małżonka, tworząc sofizmaty pełne hipokryzji..."
Powiem Panu tylko tyle; upadłabym bardzo nisko, gdybym należała do tej części społeczeństwa, o której kiedyś pisała Marie Freifrau von Ebner - Eschenbach, " które w milczeniu wysłuchuje, jak jawni dranie prawią mu kazania o moralności".
Życzę powodzenia w dalszej pracy naukowej.
gość 14:50, 19.10.2020
P. Wołoszyn jeszcze śmie pani zabierać głos. Już niżej upaść nie można !???
Fan22:10, 19.10.2020
Tyle dobrego się dziś wydarzyło, prezes na kwarantannie, Giertycha wypuszczają, a wy towarzysze tylko o tej książce.... Nakład 500 egzemplarzy mówi wszystko????Swoją drogą życzę prezesowi wiecznej kwarantanny????dla dobra Polski
gość05:44, 20.10.2020
Zależało Giertychowi na wolności to wpłacił 5 milionów zł kaucji i może pod nadzorem swobodnie przemieszczać się na wyznaczonym terenie. 500 książek wstydu wystarczy aby udokumentować donoszące osoby o których najczęściej ludzie opozycji i tak wiedzieli. A dla dobra Polski twoje wyrokowanie jest zgubą. Nawet ch..., d.... i kamieni kupa nie zostałaby do dzisiaj gdyby twoi pupile rządzili.
Fan19:45, 20.10.2020
PiS dziś przegrał w Sejmie głosowanie, pierwszy raz od x czasu... W Sejmie w którym ma wiekszosc???. Zdaje się, że coraz gorzej w Zjednoczone prawicy, co potwierdzają ostatnie sondaże... Ostatnio jak nadprezes wszedł do rządu, ten wytrzymał rok. Czyżby było tak samo tym razem???? Zobaczymy,... Oby??
zyx16:05, 19.10.2020
lepiej późno niż wcale
obiektywnie20:41, 22.10.2020
Dlaczego autor griluje płotki,a chroni prawdziwych oprawców z SB, UBP, MO, ORMO, PZPR oraz sędziów, prokuratorów i adwokatów z powiatu sępoleńskiego. To były największe bestie mające krew Polaków na swoich rękach. Napisz pan kto katował ludzi,a kto mordował, a płotki wymienione w książce to tylko pożyteczni świadomi lub zastraszeni przez reżim PRL idioci, przestępcy lub karierowicze.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu e-krajna.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
4 3
Im nie chodzi o to, żeby rozliczyć przeszłość,chodzi o to, żeby wskazać wroga i go atakować, a przy okazji zarobić parę groszy np wydając bzdurna książkę... Pisowski motłoch da się nabrać, zapewniam Cię.