Kiedy w Bydgoszczy pojawiły się pierwsze afisze obwieszczające o nowych zarządzeniach wojskowych i o wzmocnieniu naszych sił zbrojnych i kiedy wokół tych obwieszczeń poczęły gromadzić się grupki ludzi, różne wyrywały się z ust słowa - nie padły tylko słowa trwogi. Ludzie zaciskali pięści, skupiali się w sobie, prężyły się mięśnie krzepkich rąk rezerwistów - pisał redaktor Dziennika Bydgoskiego 3 września 1939 roku.
- Pójdziemy! pójdziemy w Imię Boże, za wolność naszą, za Polskę...
I poszli. Dziś krwawią się na froncie. Za każdą kropię krwi polskiego żołnierza, polskiej kobiety, polskiego dziecka Niemcy płacą swoją krwią. Płacą za nią nie tylko ci Niemcy, którzy poszli na front dobrowolnie, ale i ci, co wojny nie chcieli i ci, których na front musiano zagnać. A jest takich bardzo, bardzo dużo.
U nas ich nie ma. I właśnie w tym tkwi nasza siła. My walczymy za sprawiedliwość, za nami jest prawo Boskie i ludzkie, za nimi - nie ma niczego i nikogo, jest tylko prawo pięści, któremu my przeciwstawiamy prawo moralne uzbrojone w taką samą twardą pięść.
Około południa pojawiły się nad Bydgoszczą samoloty wywiadowcze niemieckie. Powitała je nasza artyleria przeciwlotnicza i zorganizowana obrona ludności cywilnej. W godzinach popołudniowych również widziano nad miastem samoloty. Wszystkie częstowano kulami. Gości nieproszonych inaczej się nie wita.
Ciągnące przez miasto grupy mieszkańców terenów przygranicznych, uchodzących przeważnie z całym żywym inwentarzem witane były w Bydgoszczy ze sercem. Współczucie dla, tych biednych ludzi wyzierało z oczu wszystkich mieszkańców miasta. Gdy uchodźcy wrócą do swych zagród, zapewne niejedną znajda w gruzach.
Zapłacą za to ci, co to zniszczenie spowodowali. Zapłacą z nawiązką.
Ruch w mieście na ogół był normalny. I gdyby nie wystawione przed domami posterunki opl. cywilnej, gdyby nie zaklejone szyby, ubezpieczone piwnice, głuche odgłosy wybuchających raz po raz pocisków naszej artylerii przeciwlotniczej, warkot silników lotniczych - chciałoby się rzec, że nic się nie dzieje. Przecież tak samo ludzie chodzili do składów spożywczych, tak samo odwiedzali kawiarnie, kina, tak samo dyskutowali przy stole i na ulicy. Tylko ton tych rozmów był poważniejszy. I czuło się w nich zaciętość wytrwania...
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz